sobie bowiem koniecznie, ażeby jego żona poznała mnie osobiście; obiecałem stawić się.
Z punktualnością chronometru w oznaczonej porze zadzwoniłem do drzwi profesora Kwitki; otworzyła mi młoda, śliczna kobiecina, i gdym zapytawszy, czy gospodarz jest w domu, otrzymał przeczącą odpowiedź i chciał się cofnąć, zawołała wesoło:
— Przepraszam pana, panie — tu wymieniła moje nazwisko — mąż mój polecił mi, żebym w razie jego spóźnienia przez jakiś czas bawiła pana sama i koniecznie zatrzymała aż do jego nadejścia; nie zróbże mu pan tej przykrości i zostań. Zresztą ceremoniować się nie ma pan potrzeby, ja znam pana wybornie, tak jakbyśmy wyrośli obok siebie, mąż mój ciągle mi o panu prawił.
— A to bardzo musi pani lubić dźwięk mego nazwiska — odparłem żartobliwie, wchodząc do pokoju — jeżeli Semen tak uparcie zanudzał niem panią.
— Oh! nie zanudzał. Siemion opowiadał mi zawsze o panu same piękne i ciekawe rzeczy. A jak się miewa pani Malwina? — zapytała figlarnie.
— Smutna — odrzekłem — starzeje się bardzo.
Po dziesięciu minutach rozmowy byliśmy z panią Maryą, bo tak się zwała żona Kwitki, w rzeczy samej na tak przyjaznej stopie, jakbyśmy się od niepamiętnego czasu znali; była to wesoła, swobodna i dobrze wychowana kobieta. W przeciągu kwadransa zdołała mię objaśnić, że jest czwartą z rzędu córką nie bogatego szlachcica, który ma wioskę gdzieś w Zaleszczyckim czy Czortkowskim powiecie, że zna doskonale aż trzy moje ciotki, że jest daleką kuzynką mego szwagra... i że prawdopodobnie musieliśmy się spotykać wówczas, kiedy ja byłem uczniem gimnazyalnym, a ona małem dzieckiem.
Potem rozmowa przeszła na powodzenie, zajęcia i zapatrywania jej męża. Odrazu z jej słów poznałem, że zaszła w przekonaniach, w poglądach, w ideałach Kwitki radykalna zmiana.
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.