Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! pan doktor!... Witam!... witam! A zkąd bogi prowadzą?
— Z Wiednia, panie hrabio — brzmiała dość lakoniczna odpowiedź.
— A od stacyi piechotą?... Co ... per pedes apostolorum?... Źle wasz naród zaopatruje swoich przewodników, szkoda butów mój doktorze.
— Nie mają jeszcze za co mnie wynagradzać — odparł podróżny, uśmiechając się życzliwie i spoglądając z nietajoną sympatyą na otwarte, szczere oblicze hrabiego — zresztą na buty sam zapracować potrafię ... — kończył wesoło.
— Fiu, fiu! jaka duma w trybunie! ale to dobrze — mówił dalej poważnym już głosem hrabia — lubię taką ambicyę w młodych ludziach, taką wiarę w siebie. Ty doktorze na pewno ani do »Narodnego domu«, ani do »Kryłoszańskiego« banku nie pójdziesz o subsydya się upominać. Co, prawda, żeś subsydyów nie brał?
— Nie, panie hrabio, nie brałem i mam nadzieję, że ich brać nie będę ani z »Narodnego domu«, ani starać się nie będę za pańską protekcyą o zapomogę z Wydziału krajowego, sam zdołam zapracować na skromne potrzeby.
Cincinatus! Cincinatus!... Wiem, wiem, żeś moją pomoc odrzucił, gdyś tylko przestał być pędrakiem — i szepnął cicho, ale tak, że Iwan mógł dosłyszeć, a przynajmniej zrozumieć: — Zkąd się w tym chłopaku taki żelazny charakter wyrobił? — wnet jednak przerwał, spostrzegłszy, że Iwan go zrozumiał, i zwracając się ku niemu, mówił dobrotliwym, serdecznym głosem:
— Bóg mi ciebie zsyła; możesz sobie trochę grosza zarobić, a mnie z wielkiego ambarasu wyratujesz. Wyobraź sobie: mój Wacek, no... znany, asinus asinorum, zresztą niezły chłopak, dostał poprawkę przy maturze; wziąłem mu korepetytora, ażeby go przez czas wakacyj przygotował. Tymczasem mistrz był ponoś gorszym łobuzem od ucznia, licho mu nadało zbiegać się gdzieś, później wykąpać się w rzece, i dostał,