i ironicznem okiem spozierał na swego pana, jakby wiedząc, że nudzi go śmiertelnie swą obecnością. Byłby tak stał Bóg wié jak długo, gdyby nie to, że panicz, pragnący najwidoczniej pozbyć się go coprędzej, zawołał zniecierpliwionym głosem:
— Ruszajże raz do stajni!... Utrapienie z tymi nocnymi ptakami!... Potem znowu będziesz spać do dnia białego, i zamiast o ósmej, znowu ruszymy o jedenastej.
Po tak stanowczym rozkazie, Hnat, skłoniwszy się nisko, opuścił pański pokój. Młody człowiek, jak tylko drzwi się za chłopakiem zamknęły, zerwał się znowu pospiesznie z leżanki i zaczął chodzić, biegać prawie pospiesznemi krokami po wyścielonym dywanem pokoju; chwilami zatrzymywał się koło okna i uważnie nadsłuchiwał, niby łowił w powietrzu każdy szmer i szelest, jakby czekał na coś niecierpliwie i doczekać się w żaden sposób nie mógł. Niecierpliwość ta malowała się na całej jego wzburzonej twarzy, przebijała się w nerwowych ruchach ciała, dźwięczała w dosadnych zaklęciach.
Hnat tymczasem, opuściwszy pokój pański, nie spieszył zupełnie do stajni; odszedł on o kilka zaledwie kroków od drzwi wchodowych i zasłonięty głęboką ciemnością nocy jesiennej, ukrył się w gęstym klombie bzu. Drobny, gęsty deszcz jesienny ciekł bez przestanku, a ciemność zdawała się jeszcze zwiększać z każdą chwilą; Hnat przecierał zalewane deszczem oczy, ale napróżno, w ciemnicy tej nic przed sobą nie widział. Za to wprawne ucho dziecka stepowej przyrody nie zawiodło go; do uszu Hnata doleciał nieznaczny zrazu szelest, zaczął słuchać uważnie i wkrótce rozpoznał wyraźnie odgłos cichych kroków — najwyraźniej biegł ktoś lekko i ostrożnie po zlanym wodą deszczową chodniku, prowadzącym ze dworu do pawilonu, zamieszkiwanego przez młodego panicza. Hnat usunął się jeszcze głębiej w klomb, a oczy skierował w tę smugę światła, która wydobywała się z okien paniczowego pokoju i oświecała wąski a długi pasek dziedzińca. Po chwili ujrzał, jak cień słusznej, cienkiej dziewczyny przemknął się przez ów
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.