cała czereda miszuretów i bachorów żydowskich. W pańskim parku pasły się podłe żydowskie kozy... A cała służba dworska, opieki wszelkiej pozbawiona, rozbiegła się po sąsiednich dworach, szukać kawałka chleba powszedniego. Tylko starzy gracyaliści schodzili się czasem na cmentarzu, na swój smutny los się użalić i zwracali swe zapłakane oczy na dwór opustoszały, na ciemne, storami pozapuszczane okna, na walące się, opuszczone kominy. Ze łzami, z ciężkiem westchnieniem wspominali o tej świętej pani, która do ostatniego tchnienia rządy w swej białej dłoni trzymała, o każdym najmniejszym pamiętała, każdemu tylko dobrze zrobić umiała.
U Hnata także było nie wesoło.
Mieli jednego syna i ten drugiego »roczku« nie doczekał; umarł jakoś pod wiosnę.
— Zaduszylo ho! — zawyrokowała stara znahorka.
Drugiego dziecka nie mogli się doczekać.
Hnat rozpił się był na umor; wszystko zostawiał u Abramka, który już grunt cały zakupił był na trzy lata naprzód i jeszcze umową pisemną zobowiązał był nieszczęsnego pijaka, żeby mu, za łyżkę strawy, za kęs suchego chleba, za kieliszek wódki śmierdzącej, obrabiał swą własną niwę. Żyd sam pracować nie lubi!
Jeryna zgorzkniała była zupełnie, tylko resztki już dawnych świetnych strojów pozostały jej były, a i te musiała skrzętnie chować przed mężem, ażeby je do karczmy nie wyniósł i tam za kieliszek wódki nie zamienił.
Męża tego nienawidziła już teraz serdecznie, nie kryła się z tem nawet. Przed sąsiadkami nieraz na swą biedę, niedolę ciężką narzekała. Jej takie wesołe, takie strojne, takie jasne życie się uśmiechało! Odepchnęła go, pogardziła niem... Przez co, dlaczego? — Dla ułudnej mary cześci, dla mgławej miłości. Teraz żałowała za niem, teraz łzy gorące wylewała. Czyż jej to, takiej pięknej i urodziwej, przystało ręce białe zapracowywać dla męża pijaka? Czyż na to jej dał Bóg lica białe i usta rumiane, żeby je na słońcu opaliła, jak cyganka jaka?
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.