— Dobrze! dobrze!
Odrzekł rotmistrz, który miał już dość na razie tej rozmowy, bo zmęczony był bardzo pochodem. Na pożegnanie pogłaskał piękną gosposię po rumianym policzku i dał jej w dłoń błyszczącego półimperyała.
— To na zadatek przyszłej roboty — dodał i kazał zaraz dieńszczykowi buty z siebie ściągać.
Potem napił się wódki, zjadł kawał zimnego mięsa i w pięć minut później chrapał już jak zabity.
Szwadron na stałe się w Hołczyńcach rozlokował.
Czas upływał pospiesznie; zima poczynała się zbliżać. Inne życie zawrzało teraz w cichej przedtem wiosce. Na licznych w jesiennej porze weselach rej wodzili ułani, przyćmili oni zupełnie miejscowych parobków i wioskowa kronika skandaliczna wzbogacała swą treść z każdym dniem; dziewczęta i młode kobiety szalały za ułanami. Tylko starzy gospodarze kiwali smutnie głowami i szli zakrapiać swe troski do karczmy. Szeptali tam pomiędzy sobą cicho, ostrożnie, że:
— Chyba już zupełnie teraz poszło Hołczyńcom na pohybel...
Hnat z powodu swego nieszczęsnego nałogu, z urzędu już swego pijackiego, prawie zawsze należał do tych karczemnych narad. Jakoś dostatniej teraz było koło niego, odziany był porządniej, a nawet od czasu do czasu »postawił« starszym gospodarzom jedno lub nawet dwa »oka« wódki; z tego powodu miał teraz dość poważnych przyjaciół.
Ludzie dziwili się temu bardzo i nie mogli dojść zkąd Hnat bierze pieniądze; plotkarki wiejskie zaczęły sobie szeptać na ucho, że Jeryna jest kochanką rotmistrza i dla uspokojenia mężowskiej zazdrości i pozbycia się go z domu, daje mu pieniądze na te traktamenty.