W drzwiach chaty stał inny już żołnierz, z dobytym pałaszem. Hnat podszedł do niego i pokornie zapytał: czy rotmistrz już wstał?... Zapytany odpowiedział mu potakującem skinieniem głowy i nie wdając się w rozmowę, zrobił miejsce i szablą wskazał drzwi. Hnat wszedł do izby, pokaszlując dla dodania sobie odwagi.
Rotmistrz siedział przy herbacie, paląc wonny turecki tytoń z przepysznej stambulki; wschodni jedwabny chałat[1] uwydatniał dokładnie herkulesowe kształty tego syna Marsa. Był sam w izbie, zadumany jakiś i znużony. Zobaczywszy Hnata koło drzwi, powstał leniwo z fotelu i zbliżywszy się doń zapytał:
— Czego chcesz?
Hnat milczał zrazu, odwaga opuściła go była zupełnie. Oficer przypatrywał mu się ciekawie chwil kilka, a potem niby przypomniawszy coś sobie, krzyknął doń odrazu gniewnym głosem:
— Ah, to ty łotrze tutejszy gospodarz; to o tobie meldował mi nocny szyldwach, że brewerye po nocach wyrabiasz... Chcesz, żebym cię kazał w kajdany okuć?... Chcesz?
— Wasze wysokorodie! — wyszeptał przestraszony Hnat drżącym głosem. — Ja nic... Ja tak sobie!... Przyszedłem tylko zapytać jaśnie pana: czy to prawda — czy to prawda, co ludzie mówią?
— Cóż ludzie mówią? — huknął groźnie oficer. — Powiedz tu zaraz, co ludzie mówią? A po nocach nie budź, bo...
— Co mówią?... co mówią? — bełkotał zdetonowany chłop. — Mówią paskudnie... Mówią, że moja żona — że Jeryna po nocach do was chodzi — że ona jest wasza gamratka... Tak oni mówią... Czy to prawda?
Rotmistrz słuchając tych urywanych, zwięzłości pozbawionych słów chłopa, rozśmiał się cynicznie:
- ↑ chałat, rodzaj wschodniego szlafroku.