Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tu nie ma nic dziwnego — wołał głośniej od innych jakiś filozof-psycholog wiejski — że Jeryna woli jego niż ciebie... Abo ty nie wiesz, co babie potrzeba?... Ty mały z rodu, a pochyliłeś się jeszcze od roboty i wódki, a on rosły jak topola w pańskim sadzie; twarz ma białą i rumianą, a oczy czarne, sokole... One wszystkie za tem giną.
— Niech giną, niech giną! — szeptał sam do siebie pijany już Hnat — mnie już wszystko jedno... Żeby mi tylko grosz jaki za to dał... Widać tak już sądzone było; nie mnie na nim swej krzywdy dochodzić... Niech nas Bóg sądzi!
Głowę opuszczał coraz niżej; czuł, że obłęd jakiś chwytać go zaczyna, że w oczach mu się przedmioty dwoiły, troiły; myślał, że na to jedyne lekarstwo — wódka.
— Hej, żydzie dajno haraku! — zawołał bezsilnym już głosem i wychylił duszkiem spory kielich dziwnej mieszaniny czerwonawego koloru.
Pili i gwarzyli aż do późnego wieczora; niektórzy się kłócić zaczęli, inni mniej nałogowi do domu uciekali przed zupełną utratą przytomności. Abramko wyprawiał wszystkich co rychlej; chodziło mu bowiem o zabranie pieniędzy Hnatowi. Gdy mrok zapanował, pozostał tylko sam Hnat w szynkowej izbie. Abramko z nim w bardzo krótki sposób zakończył rachunki, poprostu zabrał cały plik banknotów i schował go z najzimniejszą krwią do szuflady za szynkfasem. Pijanego chłopa odsunął pod ławę, a sam zaczął szeptać szabasowe modlitwy.
Już było zupełnie ciemno, tylko nędzna łojówka rzucała skąpe i przyćmione światło na brudną szynkownią, gdy Hnat powrócił do jakiejtakiej świadomości. Usiadł na ziemi i począł się dotykać rękoma głowy i nóg; czuł, że coś nadzwyczajnego się z nim dzieje. Nagle obłąkane oczy w słup mu stanęły, piana ukazała mu się na ustach, a rękoma począł wykonywać jakieś dziwaczne ruchy, niby odpychał się przed jakiemiś widziadłami, które go ze wszech stron napastowały. Wreszcie drżąc całem ciałem niby w napadzie wielkiej choroby i dzwo-