blaszaną fajeczkę tytoniem, którego udzielił mu malarz ze swego kapciucha i przepraszając z góry za nieudolność opowiadania, począł mówić.
∗ ∗
∗ |
— Gdy się tu patrzę na was, panowie, to zaraz moje młode lata w pamięci mi stają... Hej! hej! hej! Gdzież to młodość moja? Gdzież to siła moja? Gdzie już ci panowie, ci kawalerowie, gdzie ci kamraci, z którymi człowiek noce przy ognisku trawił, bajki im opowiadał, pieśni słodkie, rodzone śpiewał? Wiatr zimny straszny powiał, wiuga północna pociągnęła i rozsypała ich po świecie szerokim, niby zeschłe bukowe liście; poprzeganiała ich wiuga ta po za góry dalekie, po za morza głębokie, sine to czarne, po za rzeki rwące spienione; pokładli oni głowy swe po dalekich majdanach, pobojowiskach. Ciężka obca ziemia przysypała te oczy, orle ta sokole... Niema już ich na świecie, chyba gdzieś jeszcze jakiś dziad, kulami natkany, włóczy nogi po świecie i dzieciom historyę o ojcach prawi, tak jak ja wam tu będę opowiadał.
Jak z dziecinnych lat zapamiętam... i jak to ludzie opowiadali... po całym świecie była pańszczyzna. Naród chłopski swojej ziemi nie miał, tylko na pańskiej albo cesarskiej siedział i do dworu na pański łan chodzili ludzie za ziemię czynsz odrabiać trudem własnym, potem krwawym. U nas, od kiedy świat był światem, od kiedy góry te sine górami... pańszczyźnianej robocizny nigdy nie było. Hucuły siedzieli sobie na cesarskiej, kameralnej, albo gdzieniegdzie na pańskiej ziemi, albo znowu na cerkiewnych, władyckich gruntach i zamiast roboty czynsz płacili, czem kto mógł, kto pieniędzmi, kto znowu bydłem, bryndzą, skórami, rzemiosłem a przemyślnością różną.
Po gminach cesarscy, pańscy, albo władykowi mandatory[1] panowali nad narodem chrześciańskim; zbytkowali do
- ↑ Mandataryusz = urzędnik, rodzaj wójta gminnego, płacony przez dziedzica.