wieka byłaby skusiła, najsroższego pustelnika i bohomolca w grzechby zaprowadziła.
Dobrodziej[1] nasz widocznie wiedział, że Milnerowa na prażnik zjedzie i czekał na nią ze służbą Bożą, bo jak tylko usiadła na swojem krześle, tak zaraz w dzwony uderzyli, dyakoni i dyaki kadzielnicami zatrzęśli i księża zaczęli prawić.
Nie wielkiego ja tam zbawienia dostąpił z tego nabożeństwa... Nie na obrazy ja patrzył, nie słów pasterskich ja słuchał, nie ewangelia święta w głowie mi była. Jak zobaczyłem Milnerową, tak oka z niej nie spuściłem, choć sam nie wiedziałem, co robię... Żeby nie Hryńko Czerbeń, który stał koło mnie i w czas mię w ramię trącił, to byłbym się przed ewangelią świętą nie przeżegnał nawet.
Satana prawdziwa urok jakiś rzuciła na mnie odrazu... Czarodziejskim, jakimś dyabelskim sznurkiem przywiązała moje oczy do swojej liliowej twarzy... A spostrzegła odrazu, że oczu z niej nie spuszczam, lecz widocznie nie gniewała się za to, bo nawet uśmiechnęła się do mnie kilka razy bardzo łaskawie, a raz coś szepnęła do tego białego Niemca, który z nią przyszedł, i palcem na mnie wskazała.
Tak już przeszło całe nabożeństwo... Do samego końca tylko na nią patrzyłem.
Jak msza się skończyła, wybiegłem pierwszy z cerkwi; przez tłum się przepychałem, jakbym do pożaru gnał. Chciałem koniecznie ją zobaczyć w blasku słonecznym, w jasności dziennej. Koło furtki zobaczyłem dwóch puszkarów, poznałem ich po torbach skórzanych i orłach cesarskich na piersiach; stali oni przy koniach, na których mandatory przyjechali. Koń Milnerowej był biały jak mleko, oczy tylko czarne, wielkie na wierzchu głowy mu świeciły; siodło na nim było takie, jakiego nigdy w życiu nie widziałem, a pokryte cale puszystym, błękitnym aksamitem. Spytałem puszkara: »co to za
- ↑ Dobrodziejem nazywa lud góralski księży unickich; duchownych zaś oryentalnego wyznania nazywają pan-oteć.