takie siodło i jak ona na niem siedzi?« Ledwie miał czas odpowiedzieć mi, kiedy sama pani, jej mąż i ten biały Niemczyk pokazali się we drzwiach cerkwi. Nasz dobrodziej, który już był ornat zrzucił, wyprowadził ich i zapraszał na poczęstunek na probostwo. Milnerowa nie przyjęła zaproszenia, bo mówiła, że spodziewają się dziś gości jakichś wielkich z dalekiego gdzieś tam miasta. Nie gadała nawet więcej z dobrodziejem, który szedł z tyłu z mężem, a ona biegła co spieszniej do konia. Zdaleka poznałem już, że mię koło koni zajrzała. Gdy zbliżyła się na kilka kroków, zdjąłem przed nią krysanie[1] i skłoniłem nizko głowę.
— Co ty za jeden? — spytała, patrząc bystro mi w oczy.
— Mykoła — odpowiedziałem zakłopotanym głosem, spuszczając oczy przed jej spojrzeniem.
Ona uśmiechnęła się wesoło i pytała dalej:
— A czyjże ty Mykoło?
— Marka Kunysza, gazdy z Koziego dilu syn.
Na to nadeszli sam Milner i ten drugi młody Niemczyk. Mandatorka patrząc ciągle na mnie, zaczęła coś do tego Niemczyka po szwabsku szwargotać i on także popatrzył na mnie, skrzywił się i coś jej odpowiedział tym samym szwargotem, ale tak, że choć ani słowa z tego nie rozumiałem, to uczułem w sercu ochotę do połamania kości temu Niemczykowi.
Tymczasem puszkar podprowadził białego ogiera; Niemczyk chciał jej pomódz do wsiadania, ale ona powiedziała mu po naszemu już, że nie potrzebuje jego usługi i radziła mu, żeby lepiej sam sobie pomagał, bo mu trudno na siodło się dostać, a tymczasem skinęła znowu na mnie i wskazała, żebym jej podał rękę do wsiadania. Teraz jeszcze czuję, jak mi w on czas serce biło, jak mi się ręce trzęsły, kiedy ona swą małą nóżkę oparła na mojej szerokiej dłoni... Atłas zaszeleściał, zapach jakich odurzył mię, ręka jej biała, oparta na
- ↑ krysanie = kapelusz o szerokich krysach, filcowy, zazwyczaj ubrany pawiemi piórami.