i siostry. Później powiedziała Kornyłowi, żeby mi włosy trochę postrzygł i odprawiła nas obu do
'szlafcymbry[1].
Od tego dnia niewola się moja rozpoczęła. Nie to, żeby służba ciężka była — nie; starsi wszystko robili, a mną pani się zabawiała niby kotem jakim, lub ptaszkiem w klatce. Ognia mi jakiegoś, żaru piekielnego w krew namieszała; wiedziała wiedźma o tem dobrze, ale ją to bawiło i śmiała się ze mnie... Przez cały czas, com pod tym przeklętym dachem żył, ni snu ludzkiego nie zaznałem, ni mię ochota do jadła brała. Wyschłem, wychudłem był jak upiór jaki, a po nocach to tylko rozmyślałem, jakiby ja szczęśliwy był, żeby ona na mnie łaskawem okiem popatrzyła.
Prawdę powiedziawszy, ciała jej grzesznego nigdy się nie dotknąłem, ale nie z woli i postanowienia cnotliwego, jak to dawno kiedyś Józef patryarcha był uczynił, a poprostu dla tego, że ona nigdy nie pozwoliła na to.
Pomiędzy kamratami moimi był jeden taki sam młody chłopak, jak ja, aż z za Burkutu; nazywali go Illią Sinyczem. Ten także, jak durny chodził i jak słonecznik za słońcem zawracał głowę za Milnerową. Zrazu on na mnie krzywem okiem patrzył, jakby za złe mi miał to, żem tu przyszedł, kiedy się jednak przekonał, że nasza dola jednakowa, przystał do mnie jakoś serdecznie i polubiliśmy się bardzo, a nawet później zawiązało się między nami pobratymstwo serdeczne i na wojaczce i na wędrówce.
Po miesiącu mego pobytu w mandatorskim dworcu opowiadał mi Ilia, że i jego pani tak samo przymaniła, jak mnie, że bawiła się nim, jak mną, a teraz nawet okiem nie rzuci. Dalej opowiadał mi, że ten Niemczyk, co to u nich mieszka, to przyciągnął się za nią gdzieś aż z za Lwowa. Przyjechał z nią wtenczas, kiedy ona ostatni raz do miasta jeździła. Opowiadał mi, że Niemczyk ten podobnoś sierotą był po jakimś
- ↑ szlafcymbra, wyrażenie żołnierskie, z niemieckiego przerobione, schlafzimmer = sypialnia.