wielkim niemieckim panu, który łaskę wielką u samego cesarza miał i majątki wielkie na tego jedynaka swego zostawił, ale Milnerowa tak go zatumaniła, tak przywabiła, że chłopczysko porzucił i dwory swoje i pokoje cesarskie i matkę starą, i tu za czarownicą w góry nasze sine przyleciał — i ona jego hołubi i jaki może grosz z niego ciągnie, a sam Milner wszystko widzi i ręce zaciera z radości, bo grosz nad wszystko miłuje.
Słuchałem wówczas, co mi Ilia rozpowiadał, ale nie we wszystko wierzyłem; myślałem, że ze złości, a żalu tak gada. Później się dopiero przekonałem, ze Ilia nigdy nie kłamał, i że to wszystko prawdą świętą było, co on mi wtenczas mówił.
Owego roku zima u nas wcześnie nastała. Ile razy śnieg upadł, młody Niemczyk zabierał puszkarów i szedł z nimi w bór na polowanie; mnie pani kazała w domu zostawać... Bywało nieraz, każe mi nanosić smolnych drzew i ogień w jej pokoju na kominie rozniecać: później przyjdzie, siądzie przed ogniskiem i bajki każe sobie opowiadać. Nogę na nogę tak pozakłada, że kolana jej białe widać i wyciąga się jak kotka jaka.
Innym razem znowu każe mię wołać rankiem, kiedy w łóżku jeszcze leży, jedwabne łyżniki[1] nieco poodsłania, i leży taka biała, jak zjawisko jakie. Spyta mię: »co tam na dworze? czy mróz większy, czy mniejszy, czy może śniegu dopadło?«... A mnie trudno słów na odpowiedź znaleźć, tylko oczami ją zjadam i bełkoczę ni w pięć, ni w dziewięć, ot, co mi ślina na język przyniesie.
Szał mię już jakiś wtenczas chwytał, dur głowy się imał. Nieraz nocą nie śpię, przewracam się tylko i myślę, coby tu zrobić? I postanawiam sobie, że niech się tam co chce ze mną stanie, niech mam głową za to nałożyć, niech mam przepaść zaraz — to muszę ją mieć, choćby za cenę życia. Gwałtem ją zniewolę, z rąk się moich żelaznych nie wymknie... Chwila szczęścia, rozkoszy... a niech tam wszystko djabli biorą!...
- ↑ łyżnyk = koc, kołdra.