to samo powtarzać zaczęli — i radość wielka zapanowała po wszystkich górach i dolinach.
Milner zrazu milczał, ale jak wieści te coraz głośniej powtarzać zaczęto, zwołał zewsząd gazdów i ogłosił, że to wszystko jest nieprawdą, że kto będzie wieści takie szerzyć, to każe go na suchej jodle powiesić, bez sądu i spowiedzi... Śmiał się naród Milnerowi w oczy i mało dbał o mandatorskie słowo, bo cyganie z Węgier przynieśli już byli pewne wieści, że już cesarz sam nie zechciał dalej panować, a młodego, braterskiego syna, na stolicę swą wyniósł i temu rozkazał wolność dla narodu podpisać. Milner tylko tę wiadomość taił, bo mu żal było swego panowania.
Mandatorka jedna także nic sobie z tego gadania nie robiła, jeszcze pyszniejsza niż przedtem stała i głowę tak wysoko nosiła niby królowa. Śmiała się ona z męża i z Niemczyka Hermana, tego swego kochanka; mówiła im, że serce ich babskie, a odwagi nie mają za trzy grosze.
Ja sam nie wiedziałem, co mam robić; czy na panią patrzeć się, która co dnia łaskawszą się dla mnie stawała, czy o wolności i swobodzie narodu myśleć? Kiedy bywało wyjdę w noc ciemną i usiądę opodal dworzyszcza na szarej skale, a owieje mię chłodny wiosenny wiatr, to zdawało mi się, że wiatr mi ten szeptał do uszu słodkie, dawne dumki, że przesuwał mi po przed oczy obrazy, o których dawniej śniłem.
— Czas! czas! — zdawało mi się, że wiatr mi szeptał do ucha. — Czas łeginiu w pole ruszyć! Czas na sławę zarobić! Pora do tego najlepsza... Czego będziesz koło baby fałszywej, koło Niemkini niewiernej młode lata tracić, z żalu a pożądliwości schnąć... Pora już tobie z toporkiem pohulać, jak ojcowie i dziadowie twoi hulali!
Na samo Błahowiszczenie[1] święte poszedłem do cerkwi w Żabiu na nabożeństwo. Po służbie Bożej naród chrześciański zebrał się wkoło Dmytra Korszuna, który powracał z jarmarku
- ↑ Błahowiszczenie = Zwiastowanie Najśw. Panny.