że za młodych lat sławnym opryszkiem był i tylko z ubóstwa i niedostatku u Milnera za watahę puszkarów służy.
Opowiadania te starego Kornyła coraz dziwniejsze myśli w duszy mojej budziły i coraz to mniej myślałem o Milnerowej, a nawet raz spotkawszy się z Kateryną na płaju odprowadziłem ją do domu, a że mąż jej gdzieś w górach deski tarł, więc zostałem u niej i dopiero o świcie do wachcymbry wróciłem. Jeden tylko Kornył to zauważył, ale nietylko mnie nie połajał, lecz przeciwnie uśmiechnął się filuternie i darował mi ładną rogową prochownicę.
W wielki wtorek wyprosiłem się na tydzień cały do domu; chciałem zobaczyć rodziców i dłuższy czas z siostrami zabawić, i tak dwie już tylko w domu były, bo najstarsza w zimie za mąż poszła. Kiedy przyszedłem wieczorem, zastałem ojca jeszcze pochmurniejszego niż zwykłe. Siedział na ławie zadumany i ledwie że głową mi skinął, gdy go w kolana całowałem. Przedtem nim poszliśmy spać powiedział mi, żebym się na jutro do spowiedzi i komunii świętej gotował, bo życzy sobie, żebyśmy obaj razem te sakramenta przyjęli, Strach mię wielki wziął na te słowa, bo oddawna już o spowiedzi nie myślałem nawet... Wola jednak ojca świętą była dla mnie. Całą noc o grzechach moich rozmyślałem i zmiłowania Boskiego prosiłem... Obawiałem się strasznie, raz: czy zdobędę się na odwagę i wypowiem przed dobrodziejem ciężkie grzechy? drugi: czy przewinienia moje znajdą odpuszczenie i łaskę u Pana Boga?
Rano przyszliśmy do cerkwi. Dobrodziej, jak dostrzegł nas obu, skinął zaraz, żebyśmy do zakrystyi przyszli się spowiadać. Ojciec mój spowiadał się pierwszy; spowiedź ta trwała bardzo długo, ja tymczasem klęczałem przed wielkim ołtarzem za carskiemi wrotami i w piersi się biłem. Do uszu moich dochodziły westchnienia mego starego, a nawet zdawało mi się, że słyszałem szlochanie. Słuchałem tego i strach mię jakiś przejmował i pragnąłem, żeby spowiedź ta ojcowska jak najdłużej się przeciągnęła. Wreszcie wyszedł. Ja przestąpiłem próg zakrystyi i odrazu jakby ręką odjął... Strach mię zupełnie
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/258
Ta strona została uwierzytelniona.