dlić. Kiedy wszystkie pacierze odmówiłem, dał mi jakoś Pan Bóg opamiętanie. Zastanowiłem się nad tem, co mam czynić.
Zrazu chciałem zostawić Niemkinię, a sam uciec do ojca; bałem się jej czarnoksięzkiej siły. To znowu dawny zły duch czepiał się mnie i szeptał: »Napluj na ojca, na księdza, na świat cały... Ona śliczna, ja ci ją dam za kochankę; razem z tem złotem pojedziecie gdzieś w wołoskie lub tureckie kraje i panować tam będziecie... Pluń na wszystko!«
Zaraz jednak zacząłem się żegnać i złego ducha odpędziłem.
Rozmyśliwszy się dobrze, postanowiłem pójść, posłużyć mandatorce i nikomu o tem nie wspominać. W ich rękach była jeszcze wielka siła.
— Nie posłucham satany — myślałem — to jeszcze nieszczęście na głowę ojca sprowadzę.
Zrobiwszy takie postanowienie, co prędzej, przed ciemnym mrokiem jeszcze, wyszedłem na płaj i nie wiedząc, co robić do północy, powlokłem się na dół do karczmy, w której Lejba, prawa ręka Milnera, siedział. Homon[1] tam zastałem wielki, kompanów kilku i jakichś cudzych ludzi z dalekich węgierskich i lackich dolin.
Rozpowiadali oni, że wojna straszna na węgierskiej stronie, że krew przelewają, majętność wszelką niszczą, za łby się wodzą tak cesarscy, jak i pańscy, że wolność tam taka już nastała, że chłop z huzara prostego może jenerałem i grafem zostać, a szewca już nawet jakiegoś baronem panowie zrobili za to, że nieprzyjacielskie harmaty pobrał. A laszek jakiś rusiawy[2] zaczął mówić, że w lackiej ziemi tak samo będzie, że on teraz idzie do węgierskich panów przystać, nie on sam tylko, ale takich jak on pójdzie krocie, że za nim idą wszystkie huzarskie pułki, które wojaków w pień po całem podgórzu — hen! aż na Podolu — wycięli, pańskie i mieszczańskie rządy na-