Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

— Te dwa miesiące, przez które będziesz nauczał Wacia, zmęczą cię więcej, niż trzy lata pobytu w stolicy. Wszyscy mówią, że on strasznie tępy. — Zostań tu na chwilę, ja muszę wyjść wydać pewne rozkazy.
Po tych słowach hrabia opuścił gabinet. Wyszedłszy aż do przedpokoju, zawołał do siebie starego Tomasza, któremu miękkim, lecz mimo tego rozkazującym głosem dał takie zlecenie:
— Tomaszu, słuchaj i uważaj! Pan doktor filozofii, Iwan Gudz, będzie przez wakacye bawił u nas. Jest moim gościem i tak go traktować, jak wszystkich gości. Zapowiedz całej dworni — tu głos hrabiego stał się groźnym i stanowczym i brzmiał jak komenda do ataku — że jeżeliby ktokolwiekbądź śmiał mu ubliżyć w najlżejszy sposób, to ja się o tem dowiem napewno i zapłacę mu za to hojnie. Wiesz, że nie żartuję.
— O, wiem — szepnął stary — tak będzie, jak Antkowi, baty i won ze służby.
— No, pamiętaj o tem stary!
— Słucham, jaśnie panie.
— Pokoje czy gotowe?
— Gotowe.
— No, to chodź za mną.
Skierował się z powrotem w stronę gabinetu, gdzie zostawił był Iwana samego. Tomasz wszedł za panem.
— Mój doktorze — rzekł — przejdź teraz do siebie; mam kilka listów do napisania, o trzeciej zejdziemy się na obiad, może i twój uczeń nadleci. Zapewne zechcesz wypocząć po pieszej wędrówce? a może zechcesz odwiedzić księdza Bazylego? — Przy tych słowach uśmiechnął się nieznacznie. — Czy tylko ten mantelzak przynosisz z dalekiej wędrówki? — zapytał, wskazując na małe zawiniątko, które Iwan na plecach przyniósł.
— Oh! nie — odparł zapytany ze swobodnym uśmiechem — mam jeszcze kufer z książkami i odzieniem, ale ten na dworcu zostawiłem.