Jakoś w czwartym roku mego przebywania w bałkańskich górach, przywlókł się do nas łegiń z Roztoków, Hryńko Hudynycz; zbój to był prosty i przed karą za kryminały różne z ziemi naszej uciekł. Przyjęliśmy go jednak do hajduczej kompanii, bo w ludziach nie przebieraliśmy. Braliśmy każdego, byle był silny i kapitana słuchał. Hryń też był pierwszym człowiekiem, który mi wieści z ojczystej strony przyniósł. Smutne one były.
Zaraz na trzeci dzień po przejściu huzarów za węgierską granicę, Milnery z żołnierzami powrócili. Pierwszą rzeczą rozwścieczonego mandatora była zemsta na moim ojcu za moją zdradę. Wzięli więc starego mego, gołębia białego, wzięli go posiepaki i zaprowadzili do miasta przeklętego, do murowanej Kołomyi, i tam go na rynku stracili, jak złoczyńcę. Na szubienicy wysokiej jego biała, siwa głowa wisiała, a naród chrześciański spędzili, ażeby się patrzył, jak ginie buntownik. Matka moja, neńka stareńka, i miesiącem nie przeżyła śmierci gazdyswego; zasnęła z bólu jak wdowia gołębica. Nawet księdzu naszemu, dobrodziejowi świątobliwemu, zajadła dusza nie przepuściła. Więzili go w lochach ciemnych za to, że wojsko zbuntowane procesyą uroczystą witał i krzyżem świętym błogosławił. I on, stary nasz przewodnik, z życiem z tego prześladowania nie wyszedł, i on zmarł w kryminale surowym, i jego pochowali w jednej mogile ze złodziejami i oszustami.
Ale Pan Bóg jest zawsze sprawiedliwy, a Jego moc jest wielka. I na Milnerów przeklętych kara Boska przyszła. W dziesięć miesięcy po tej nocy, w której dowódcy węgierscy zginęli śmiercią zdradliwą, mandatorka zległa i zrodziła psa — bestyę czarną. Druty miała ta poczwara piekielna zamiast szerści, a gwoździe stalowe na miejscu zębów. Gdy się urodziła, uroda[1] ta straszna, lęk wziął okrutny wszystkich, co przy tem byli. A bestya sama zawyła tylko strasznie i w bory czarne uciekła na biedę i nieszczęście narodu huculskiego. Potwora uciekła,
- ↑ uroda = potwór, zjawisko naturze przeciwne.