Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

mną na dolę i niedolę, bo ona pokochała we mnie geniusz mego ludu, ona czci we mnie ducha swego narodu, który przyszedł rozkuwać pęta i kajdany gniotące nas od wieków. Moja gwiazdka dla względów światowych nie opuści mnie, ona poniesie moją harfę, lirę dziadowską hen za mną daleko, gdzie tylko brzmi czyste ruskie słowo, gdzie drga echo pradziadowskiej pieśni — Bojanowej.
Szelest jakiś dał się słyszeć na korytarzu. Iwan przerwał słowa, rozglądnął się po pokoju, i zdaje się, że dopiero w tej chwili zauważył, że mówił sam do siebie, czy do martwego portretu? Zapłonił się mimowolnie i uśmiechnął się nawet, ale jakoś tęsknie, żałośnie. Obszedł cały pokój dokoła, świeżo już tam było i czysto, ale widocznie niedawno kurz otarto... niedawno, przed chwilą zmieniono grobowiec pamiątek na mieszkanie dla żywych.
Na sekretarzyku pomiędzy oknami leżały jeszcze kawałki zżółkłego już papieru, na których widniały głoski, przez ś. p. Kazimierza pisane. Na szezlongu leżał mały tomik otwarty, niedoczytany widocznie — to »cierpienia młodego Werthera«, ulubiona lektura nieboszczyka. Na dywanie nad łóżkiem wiszą pistolety, te same, które on po śmierci Kazimierza przywiózł do Zahnilcza; z jednej z tych luf wyszła kula, od której zginął jego przyjaciel.
Wszędzie, wszędzie pamiątki. Odsunął szufladę, w niej pełno kotylionowych orderów. W kącie stoją oparte o ścianę rapiery, któremi się fechtowali. Nie, on tego nie zniesie dłużej, czuje, że mu się coś mięsza w mózgu, że boleść serce mu zgniecie. Czuje się słabym, obłęd go jakiś chwyta. Musi wyjść ztąd, inaczej oszaleje.
Nagle zbliżył się szybko do zawiniątka, które przyniósł ze sobą i począł go z gorączkową niecierpliwością rozsznurowywać. Po chwili wydobył z niego kilka sztuk odzienia, bielizny i ładnie oprawny nieduży tomik. Popatrzył nań z przyjemnością, i zwolna, ostrożnie przechylając go, wytrząsł z pomiędzy kartek, o brzegach złoconych, niewielki fotogram.