Nad spodziewanie swoje, odkrył wkrótce Iwan, że panna Natalia była wcale wykształconą osóbką i niezwykle oczytaną. Obecność jej nietylko, że nie była mu przykrą, przeciwnie nieraz wdzięczny był za nią.
Od czasu do czasu wpadał Iwan w paroksyzmy zupełnego zniechęcenia, rozstroju jakiegoś fizycznego i moralnego. Wówczas dzień cały, czasem i dwa nie pokazywał się on na plebanii. Dłużej nie mógł wytrzymać. Szedł znowu ze zwieszoną głową, niby na ścięcie wiedziony. Nienawidził wówczas sam siebie, pogardzał sobą.
Lecz dość było, żeby Eufrozyna, patrząc na jego zgnębioną zasępioną twarz, uśmiechnęła się do niego życzliwie, słówko jakie, dające się na jego korzyść wytłumaczyć, rzekła, wówczas wpadał w drugą ostateczność. Wmawiał w siebie, że owe niepokoje i rozpacze były spowodowane czczem przywidzeniem, że niemi Eufrozynie ubliża, że ma nieznośny, nerwowy temperament, że nieszczęście sam w sobie nosi.
Natalia stawała się mimowolnie powiernicą jego nieszczęść, zyskała zupełnie zaufanie; przed nią najlepiej lubił wygadywać na siebie, malować się w najczarniejszych kolorach. Ona śmiała się z niego życzliwie, polubiła go i szanowała bardzo.
W drugą sobotę po przyjeździe Iwana, przy obiedzie, niby przypadkiem powiedział mu hrabia, że wracając z konnej przejażdżki, spotkał pana adjunkta, jadącego na probostwo.
Po obiedzie wybrał się Iwan na oględziny rywala. Zobaczywszy począł go mniej lekceważyć, a tem samem niepokój większy ogarnywał go.
Pan adjunkt był człowiekiem posiadającym tę przeciętną ogładę, ten polor towarzyski wystarczający w świecie zupełnie. W warstwach bogatszego mieszaństwa i biurokracyi uchodzić mógł za ideał skończony. Światem zaś literatów i profesorów, wyższą inteligencyą głęboko pogardzał i unikał go stale, czuł się bowiem tam nie swój i nie mógł odgadnąć, czego ci ludzie chcieli i gdzie dążyli.
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.