Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

Na probostwie tymczasem działy się dziwne rzeczy.
Niepokój jakiś ogarnął księdza Bazylego i to w takim stopniu, że go już prawie ukryć nie mógł. Z domowymi nie rozmawiał prawie, bez przestanku tylko jakieś listy pisał. Od czasu do czasu odbierał depesze telegraficzne, o których rozpowiadał urzędnik telegraficzny, że pewnym jest tego, iż one znaczą co innego jak to, co zawarte w nich słowa mówią. Po otrzymaniu takiej depeszy, paroch zahnilecki znikał zwykle na kilka dni, w domu mówiono, że do Lwowa, do arcybiskupa pojechał.
Komendant posterunku żandarmeryi zwierzył się przed rządcą hrabiego, że polecono mu czuwać nad parafią i proboszczem zahnileckim. Na co miał zwracać najbaczniejszą uwagę? czego śledzono? Nie chciał żandarm powiedzieć, żałując, że wogóle wygadał się o tej sprawie.
Iwan o tem nie wiedział. Nic go to wszystko nie obchodziło. Nie zwracał nawet uwagi na księdza Bazylego. Cały był zajęty swoją miłością i dolegliwościami z nią połączonomi.
Eufrozyna stale starała się unikać pozostania z nim sam na sam, każde gorętsze słowo, każde śmielsze spojrzenie skarciła gniewnym wzrokiem. Równocześnie opowiadała, niby żaląc się przed Natalią, że on niezdolny do prawdziwej miłości, że ona nie wierzy w uczucie, które w pięknych słowach nie jest w stanie objawić się. Łudziła sama siebie, nie była w stanie zdecydować się, do kogo serce ją ciągnie.
Czasem tylko, gdy rozgoryczony, zniechęcony jej obojętnością, nie patrząc nawet na nią zagłębił się w rozmowie z Natalią, która była dlań zawsze dobrą i uprzedzającą; gdy w rozmowie tej zapalał się, unosił, wpadał w natchnienie prawie; gdy roztaczał przed słuchającemi go pilnie dziewczętami całe bogactwo swej poetycznej duszy, klejnoty wieszczej wyobraźni; gdy oczy, twarz jego nabierały jakiegoś nadziemskiego wyrazu — wówczas Eufrozyna wbrew woli podnosiła nań oczy i wpatrywała się weń długo, serdecznie i tęskna zaduma jej twarz wówczas okalała. W takim stanie, bez ruchu,