Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

bez słowa, bez oddechu, wpatrzona nań, wsłuchana w jego słowa, siedziała długie nieraz minuty — dopóki nie skończył.
Bywały dnie, w których zniechęcenie inne skutki nań wywierało. Nie pogrążał się w rozpaczy i skrajnym pessymizmie. Na przekór wszystkiemu, wpadał wówczas w dobry na pozór humor, śmiał się ze świata i ludzi, drwił ze wszystkiego — z siebie samego nawet. Śmiał się spazmatycznie, a w śmiechu tym nie było ani krzty prawdziwej wesołości, tylko ból, łzy, zwątpienie i żałość duszy zbolałej, wielka, niezmierzona.
Wówczas ona czy z litości, czy z innego powodu, spoglądała nań czulej, za rękę go czasem uścisnęła, do wytrwania w pracy, w walce zachęcała.
To mu wystarczało. Jedno spojrzenie przerzucało go od zupełnego zwątpienia do ufności bezgranicznej, do złudnego uszczęśliwienia. Wydawało mu się zaraz, że jego słowa zatliły w jej sercu płomień uczucia, którego tak długo, a nadaremnie wyglądał.
W dodatku ksiądz Bazyli, w dniach, które przepędzał w domu, był dlań nad wyraz serdeczny. To pobudzało go tem bardziej do trwania w złudzeniach, które, gdy są przyjemne, gdy dogadzają uczuciu próżności lub ambicyi — tak łatwo duszę oplatają.
Powodem obecnej serdeczności księdza Bazylego było to, że we Lwowie dowiedział się o ogromnej wziętości Iwana pomiędzy młodzieżą, mówiono mu tam o jego wielkim talencie, rokującym naświetniejsze nadzieje, o tem, że zapewne zajmie pierwszorzędne stanowisko w narodowej literaturze — jednem słowem, że jest człowiekiem, którego zjednać sobie koniecznie należy. Zjednać sobie... on wiedział, że byłoby dobrze takiego Iwana zjednać dla celów stronnictwa; nie myślał jednak poświęcać dlatego swej córki i swych ambitnych zamiarów. Zresztą pytaniem było, czy Iwan, ożeniwszy się nawet z Eufrozyną, przystałby do ich stronnictwa?.... Talent poetyczny on miał, ale na finezyach stronniczej polityki nie znał się zupełnie.