Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

— Iwanie! Iwanie! wołała uparcie dziewczyna, stojąc na pagórku, dopóki go widziała. A gdy zniknął jej z oczu, ukryty za potężnym złomem skały, poszła bezwładna prawie za ojcem do domu.


XII.

Burza srożyła się szalona.
Wiatr huczał i świstał, szarpiąc w kawały słomiane dachy chacin przytulonych do stoku góry, wyrwane snopki niósł z wściekłością hen ponad wsią, w pole, łamał, z korzeniami wyrywał drzewiny owocowe, rosnące przy chatkach.
Iwan szedł pospiesznie, nie zwracał uwagi ani na burzę w przyrodzie, ani na zniszczenie, jakie w około szerzyła. W nim szalała burza straszniejsza i sroższe zniszczenie sprawiała. Szarpała ona i rwała w kawały węzły, które duszę jego ze światem wiązały; obalała, niszczyła podstawy, podwaliny, na których niebaczny gmach życia zbudował.
Wiatr zerwał mu z głowy kapelusz, nie spostrzegł nawet tego. Szedł z rozwianym włosem, z bladem obliczem. Zdawało mu się, że czuje ból okrutny w każdym nerwie. Jakiś szał zimny, sceptyczny opanowywać go zaczynał. Śmiał się tylko dziwnym, obłąkanym prawie śmiechem.
— Apostoł... apostoł... — powtarzał zcicha, śmiejąc się szydersko. — Apostołem jam pragnął być, tłumy za sobą pociągać... na nowe szlaki naród cały prowadzić... A jednej dziewczyny nie zdołałem sobie zjednać... słowem natchnionem zaczarować... Apostoł!... apostoł...
Zszedł na dół, tam jedna droga wiodła do dworu, druga w las. Na rozdrożu stanął, namyślając się. Po chwili skierował się do lasu.
— Po co tam pójdę? — myślał — Co tam będę robił? Pójdę, by ludzie się ze mnie śmiali, lokaje urągali. Co tam będę robił?