Strona:Słowianie. Uroczystości i obrzędy.pdf/22

Ta strona została uwierzytelniona.
20

kładli na nosze zmarłego i nieśli go do lasu; za nimi córki wiodły jęczącą matkę pod ręce, potem służba prowadziła ulubionego konia i psy zmarłego, następnie krewni, sąsiedzi cisnęli się, gęślarze i płaczki, za nimi służba z popielnicami, z misami pełnemi mięsiwa, ze dzbanami piwa lub miodu.
Szli jęcząc, zawodząc, przez pola leciały żałosne słowa pieśni, tęskne dźwięki gęśli i krzyki płaczek, które trzymały przy oczach małe naczyńka gliniane, łzawicami zwane, i łzy w nie zbierały.
Wśród gęstego boru na wzgórzu wznosił się stos wysoki, który cztery grube pale, wbite po rogach, podtrzymywały, a kłody go składające tak były ułożone, iż schody tworzyły, aby wejście ułatwić; synowie składali ojca na szczycie stosu, przywiązywali go do kloców, by się nie przewrócił, poczem kładli obok niego wszystko, czego za życia potrzebował: więc pług, miecz, tarczę i dzidę, aby mu niczego w raju nie brakło; następnie wprowadziwszy konia i psy na stos, obok je przywiązywali. Żona nieboszczyka wchodziła sama; klękłszy u nóg zmarłego, jęcząc cicho, obejmowała jego kolana, a krewni i synowie otaczali stos, służba opodal ustawiała popielnice i jadło.
Tymczasem przyjaciele, rzuciwszy iskrę, wykrzesaną przez tarcie suchych gałęzi, na łuczywo, które po rogach stosu leżało, zapalili je; płomień ukazywał Się jednocześnie z czterech stron i razem piąć się ku górze poczynał, niebawem objął cały stos; wśród dymu i ognia znikały dzieciom z oczu postaci rodziców. Płaczki poczynały biegać wokoło w szalonych podskokach, miotały ręce, rwały włosy, a krzyki ich w wycie przechodziły; z niemi jednocześnie czterech pachołków na koniach, wywijając dzidami, odstraszało biesy, jakie, wedle mniemania starych Słowian, czyhały na duszę zmarłego. Synowie i córki rzucali w ogień, co mieli najdroższego, co rodzicom było