Strona:Słowianie. Uroczystości i obrzędy.pdf/23

Ta strona została uwierzytelniona.
21

najmilsze; krewni i przyjaciele zawodzili pieśni na cześć Marzanny, bogini śmierci, gęślarze im wtórowali, ptactwo wrzaskiem przeraźliwym napełniało las, zwierz dziki, wystraszony tym hałasem, odzywał się w głębi ponurym rykiem. Hałas ten głuszył jęki palącej się żony, wycie psów i rżenie koni, na śmierć skazanych. Od czasu do czasu wiatr, miotając płomieniami, odsłaniał oczom dzieci sczerniałe postacie rodziców, psów i konia; nareszcie belki zaczynały trzeszczeć, łamać się, usuwać z miejsca, poczem naraz runęły z hałasem — i trup, żona jego, psy, koń, wszystko zapadało w ognistą przepaść. Płomień czas jakiś jeszcze wybuchał, to słabszy, to silniejszy, wreszcie gasł całkiem, tylko dym siny, gęsty, wznosił się jeszcze, tylko iskry migały, wreszcie i te znikały; wtedy płacze i pieśni ucichły, niewiasty, przystąpiwszy do zgasłego ogniska z popielnicą, wsypały w nią popiół oraz niedopalone szczątki — i znowu ruszył orszak żałobny w uroczystym pochodzie ku miejscu, gdzie mogiłę wznieść mieli, na tak zwany żalnik. Szli, nucąc pieśni żałobne, dzieci i krewni nieśli jedni popielnicę, inni łzawice i posążki bóstw, służba misy z jadłem i dzbany z piwem. Grób już był przygotowany, wstawiono weń popielnicę, którą wiekiem przykrywano, obok niej umieszczano łzawice i posążki, poczem to wszystko razem zasypywano ziemią, a każdy się cisnął, by choć garść dorzucić; im więcej szanowano pamięć zmarłego, tem wyższą sypano mu mogiłę; gdy ta urosła już duża, wówczas zapalano na niej łuczywo, i zasiadano do uczty. Łzy już oschły, płacze i skargi ucichły: — Słowianie wierzyli, że przeszedłszy most tęczowy, dusza zmarłego już znajduje się w raju i cieszy się tam wierną żoną, która dobrowolnie za nim poszła w krainę śmierci, ulubionym koniem i psami, że używa ciszy i szczęścia, — więc grzechem według ich mniemania było dłużej się smucić. Ktoś z sąsiadów, wymowniejszy od in-