Sam Izjasław Wasylkowic dzwonił
O litewskie pawęże mieczami,
Sławę dziada Wsesława gonił
I pod krwawą tarczą trawę splamił;
Aż na mary wziął sławę, co rzecze:[1]
«Książę, gdzież twoja dzielna drużyna?
Wojów ptactwo skrzydłami pokryło,
Wylizała posokę zwierzyna».
Zbrakło braciom do boju ochoty,[2]
Sam więc z ciała przez naszyjnik złoty
Śmierci duszę djamentową rzucił.
Trąbią trąby gorodzieńskie! Biada![3]
Niemasz pieśni i ziemia się smuci[2].
- ↑ w 11. W oryginale wiersz popsuty; niezrozumiałe, kto to właściwie «rzecze».
- ↑ 2,0 2,1 w. 16 dodał tłumacz, jak i 21.
- ↑ w. 19. O jakiem Grodnie mowa, niepewne; może Grodno w pińskim powiecie.
dziejów zdąża wkońcu do przestrogi dla wszystkich ambitnych książąt, trapiących Ruś swojemi zachciankami, że sądu Bożego żaden z nich nie ujdzie; uległ mu przecie i ów przebiegły gwałtownik. Cały ten ustęp nacechowany ową grandilokwencją poetycką, znamienną dla Słowa.
w. 1—30. O księciu Izjasławie Wasylkowicu, bracie Brjaczysława i Wsewołoda połockich, i o jego walce z Litwą, w której sam poległ, milczą kroniki. Przeciwstawia się południowej Sule północno-zachodnia Dźwina, co również mętno płynie; znana to oznaka grożącego nieszczęścia.