kując przechodniów; a kiedy kładzie się na ramię ciężka dłoń w białej rękawiczce, gdy ugnie się szczupłe ramię, nie dziwią się; nie dadzą im papierosów, ale może nakarmią ich w celi...
Łachmaniarz w tramwaju. Była to poprostu prowokacja; przelatywały porozumiewawcze uśmieszki niechęci i zakłopotania; zadrażniono normy przyzwoitości mieszczaństwa: nie wolno być nędzarzem, podobnie jak nie wypada być chorym.
Sztuka w epoce walącego się kapitalizmu: Piłat, który umywa ręce i czyta w oczach otoczenia, czy czyni to aby z wdziękiem.
Korupcja. Ach, ciepło mieszczańskiego salonu; ach, luksus błahego wypoczynku! Oto, czem najłatwiej przekupić artystów; tylko czyhają na to, aby, przy pierwszej okazji, wyrzec się pierwszeństwa.
Ach, ach, ten „bezwstyd dziecka“, ten wyrachowany wdzięk kokoci, spotykany u poetów!