Bernardowi, jednemu z głośniejszych i wybredniejszych poetów, podczas rozmowy nos czerwieni się ze zdenerwowania. — Jest on bardzo wyrozumiały; ale ze wszystkiego najsmutniejsza jest ta pobłażliwość; tak, jest to opuszczenie rąk. Przytem w stosunku do ludzi ma Bernard bezmierną nieludzką pogardę; dlatego go nienawidzą lub lekceważą; jest to z ich strony instynkt samoobrony; samoobrony mierności, to znaczy niwelacji przyrodniczej; Bernard nie walczy z tem, gdyż wie, że jest to obrona gatunku. Łagodność natomiast, uległość, bierność (kobiet) prowokuje go do brutalności, budzi w nim uśpionego sadystę; wtedy musi on wynagrodzić sobie z okładem... cudze braki. — Bernard na zewnątrz robi wrażenie silnego, nawet nieulękłego, ale wie, że należy do ginącego świata; rozumuje w ten sposób: nie chciałbym należeć do burżuazji, która się broni, ani tej, która ulega i wreszcie poddaje się; nie chciałbym należeć do burżuazji wogóle, bo jestem skazany wraz z nią; chyba, że odrzucę to pojęcie: ale wtedy niepodobna przecież odrzucić faktów.
Joachim pełen jest wdzięku osobistego,