ny, broniący się przed małością swej epoki; styl, który sugeruje wielkość, nie będąc wielkim w istocie (gdyż na to trzebaby mieć moc elementarną, rozmiary Michała-Anioła), który ją zapożycza, ale któremu autor daje wiarę. Jest to wielki pisarz na kredyt. Stąd głuchy rozdźwięk, przepaść nie do wypełnienia między dziełem a czytelnikiem i widzem.
C. F. Ramuz: czyli nieodwołalny.
Valéry Larbaud: pulsujący marmur.
Spojrzenie na Jouhandeau: przewrotna sztuczna słodycz jezuickiego baroku, ta „otchłań słodyczy“; tajemniczo-odrażający wdzięk poruszających się marjonetek; podrygi jaskrawo malowanych kukieł, którym boleśnie przekłuwają serca (za niemi, jak różowo-żałobna wnęka, lśni matowe tło, barwione sadzą, różem i złotem: z hebanu, szklanych mozartowskich fontan, polerowanej laki, bigoteryjnych dzwonów, obijających się dźwięcznie o fryzowane obłoki; jak dziury w papierze, ja-