że o zużytkowaniu pewnej pracy dla naukowych celów powinna rozstrzygać jej wartość naukowa, a nie dzieło, w którym umieszczona została. Nieufność do kalendarzy wogóle, która wyraziła się u nas w przysłowiu: „łże jak kalendarz,” sięga niewątpliwie czasów Niewieskiego i Duńczewskiego i powstała z powodu prognostyków meteorologicznych, które sprawdzały się chyba przypadkowo. Początki folklorystyki polskiej znalazły gościnny przytułek najpierw w kalendarzach, gdzie umieszczali swe prace: Adam Bartoszewicz, K. Wł. Wójcicki, Tymot. Lipiński, Kajetan i J. I. Kraszewscy, Z. Gloger i w. in. Już same te nazwiska zaświadczyć mogą, że, kto podejmuje większą jaką a źródłową pracę etnograficzną, ten nie tylko nie powinien, ale nie może pomijać bogatego a wdzięcznego materjału objętego kalendarzami, jeśli nie chce, aby jego praca była połowiczną. A więc chyba tylko niedostateczna znajomość tej literatury usprawiedliwić może tak surowy i niesłuszny sąd o niej.
Na dział drugi przysłów złożyły się wszelkie rękopisy z przysłowiami, przysłowia zasłyszane, wypisane przy czytaniu dzieł najrozmaitszych i t. p., o ile nie znajdowały się już w źródłach drukowanych.
Aby nie obciążać „Księgi” balastem pseudoprzysłów, od których żaden zbiór nie jest wolny i które przechodząc od zbioru do zbioru, stwarzają w czytelniku, mniej obeznanym z przysłowiami, fałszywe pojęcie o ich istocie i wartości — wypisywanie przysłów ze zbiorów i kwalifikowanie ich do umieszczenia w „Księdze,” nie było bezkrytyczne. Wprawdzie niezmiernie trudno, a prawie niepodobna, o ścisłą definicję przysłowia, mogącą rozstrzygać ostatecznie, co na miano przysłowia zasługuje lub nie, ale decyduje w takich razach lepiej od wszelkich zasadniczych definicji ów, że tak nazwę, nervus paremiologicus, którego się nabywa długim wczytywaniem się w przysłowia i pewnym przejęciem się ich formą językową, częściej aniżeli treść sama decydującą. Do jakiego stopnia zbiory przysłów polskich, szczególnie czasów nowszych, przepełnione są bezużytecznym balastem, nic z przysłowiami nie mającym wspólnego, jako to: sentencjami książkowemi, dowcipami, kalemburami, ucinkami, piosenkami, niech zaświadczy okoliczność, że rękopis „Księgi,” liczący pierwotnie 100 tysięcy kartek, po krytycznym przesortowaniu materjału zmalał do 30 tysięcy. Szczególnie gościnnemi dla tego rodzaju utworów są wszelkie zbiory przysłów od nazwisk i miejscowości. Maksymy Fredry i Marewicza, a z nowszych dzieł: Legatowicza, prace Zienkowicza należą również do ulubionych źródeł wielu tworzących zbiory przysłów. Jednym z częstszych błędów, popełnianych przez zbieraczy, jest też nierozważne a nieraz świadome wcielanie przysłów obcych do zbiorów z przysłowiami polskiemi. Mnóstwo przysłów np. podanych przez Lindego w słowniku jako słowackie i w tymże djalekcie, przeszło do zbiorów rękopiśmiennych Lipińskiego i Jachowicza, a za pośrednictwem Słownika Wileńskiego i do wielu zbiorów drukowanych, jako przysłowia polskie.
Tych i tym podobnych błędów starałem się, o ile to było w mej mocy, unikać przy gromadzenia materjału i podawać w „Księdze” to tylko, co nosi na sobie wyraźne piętno przysłowia. Gdy zaś zachodziły wątpliwości, czy
Strona:Samuel - Adalberg - Księga przysłów.djvu/11
Ta strona została przepisana.