gotów był obić go, gdyby się w tej chwili zjawił. Naturalnie, że grałby teraz, gdyby mu nie zabrał skrzypiec, — właśnie powinien teraz grać.
∗ ∗
∗ |
Gdy tęsknota Gunnara za muzyką dosięgła najwyższego napięcia, na podwórzu, pod jego oknem rozległ się piskliwy brzęk strun skrzypcowych.
Stary, ślepy grajek wędrowny, grał fałszując i bez wyrazu, lecz Gunnar tak był zaskoczony tem zjawiskiem, że ze łzami w oczach stanął w oknie i z najwyższem skupieniem słuchał prostej piosenki wędrownego artysty.
Po chwili nagłym ruchem otworzył okno i czepiając się łozy winogradu spuścił się na podwórze.
Przyszła jego przyjaciółka serdeczna, aby go pocieszyć w nieszczęściu. Ruchem błagalnym wyciągnął ręce, prosząc ślepca o pożyczenie nędznych skrzypiec. Towarzysząca ślepemu mała dziewczynka spojrzała na Gunnara przenikliwie i wyjąwszy skrzypce z rąk grajka podała mu je, mówiąc:
— Proszę zagrać „Brata myśliwego“.
Gunnar spełnił jej życzenie. Obojętne było, co miał grać, aby tylko czuć smyczek w dłoni. Struny wraz do niego przemówiły: „Jestem tylko tanią nędzną skrzypeczką, pomimo to jestem pociechą i podporą ślepca. Jestem światłem, kolorem i blaskiem w jego życiu, starości, biedzie i ślepocie“.