Zamiar się udał, lecz biednego Gunnara spotkał okrutny los.
Po roku mozolnej wędrówki zdecydował się na większy interes, mogący mu dać duże korzyści. Udał się daleko na północ i zakupił stado kóz liczące kilkaset głów. Wraz z jednym tylko towarzyszem miał zamiar przepędzić swoje stado na jeden z rynków Wermlandu, gdzie cena kóz była dwa razy wyższą, niż na północy. Jeżeli się uda szczęśliwie przeprowadzić stado, zrobi doskonały interes.
Gdy Gunnar wyruszył ze swoimi kozami w drogę, był listopad, zimny wprawdzie, ale suchy. Pierwszy dzień drogi przebyli dobrze; lecz — gdy weszli w las, ciągnący się na przestrzeni kilku mil, zaczął padać śnieg, z początku suchy i drobny, następnie coraz obfitszy, aż przeszedł w silną zamieć.
Zwierzęta przerażone, zmęczone posuwały się z trudnością naprzód. Kozy, jak wiadomo; są wytrzymałe, lecz zamieć trwała dwie doby, śnieg zasypał trawy i biedne kozy nie miały się czem pożywić. Po dwudniowej wędrówce po śniegu zaczęła im schodzić skóra z odmrożonych nóg, coraz trudniejszą stawała się droga, aż wreszcie kozy iść już nie chciały.
Pierwszą, która padła, Gunnar zarzucił sobie na plecy i poniósł. Lecz, gdy za przykładem pierwszej pokładło się następnie coraz więcej sztuk, Gunnar rad nie rad tylko głowę odwrócił w inną stronę i szedł dalej.
Strona:Selma Lagerlöf - Cmentarna lilja.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.