Pewnej nocy zrobiło jej się zimno, zesztywniała, i było jej tak, jakby miała usnąć. Umieram, — pomyślała z zadowoleniem.
Dziwiło ją tylko, że nie traci przytomności. Widziała siebie leżącą sztywnie na łóżku, — widziała jak ją ubierano i położono w trumnę. Nie bała się bynajmniej: Jedna myśl ją zajmowała, — nareszcie będzie mogła odejść, odejść od życia, przykrego, ciężkiego życia, odejść na zawsze.
Trwożyła ją tylko myśl, że otoczenie spostrzeże jej śmierć pozorną, i nie pochowają jej.
Jakże ciężyć musiało życie dziewczynie, jeżeli śmierć nie przejmowała jej trwogą.
Jednakże nie zauważył nikt, że Ingryda żyje. Wyniesiono ją do kościoła, z kościoła do grobu. Grobu nie zasypano.
Według obyczaju roklandzkiego, gdy chowano w niedzielę — przed nabożeństwem grobu nie zasypywano. Orszak udawał się do kościoła i po skończeniu nabożeństwa wracał na cmentarz dla zakończenia smutnego obrzędu.
Ingryda znała ten obyczaj, wiedziała, co ją czeka i — nie bała się.
Obecnie, gdyby nawet chciała, nie mogła dać znaku, że żyje. Leżała sobie cichutko i cieszyła się, że już umarła.
Właściwie nie można było powiedzieć, że żyje: świadomość jej i uczucie zanikły, żyła tylko tą częścią duszy, dzięki której nawiedzają nas w nocy marzenia senne.
Nie była nawet w stanie zdać sobie sprawy,
Strona:Selma Lagerlöf - Cmentarna lilja.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.