Słońce niewątpliwie lubi placyki przed wiejskimi kościołami. Nigdzie nie rzuca tak hojnie swych snopów światła, jak w południe na plac przed kościołem. Nigdzie też nie panuje taka rozkoszna cisza. Jaskrawy krąg słoneczny stoi wysoko i pilnuje, aby lud nie zaniedbał kościoła dla gawędy. Żąda, aby lud siedział spokojnie na ławach, słuchał kazania i dlatego zalewa takim bogactwem światła placyk przed ścianą kościelną.
Naturalnie nie każdej niedzieli słońce tak troskliwie zajmuje się kościołem, lecz tej niedzieli, gdy Ingrydę chowano, żar wiał z placyka. Krzemienie błyszczały w piasku, zdeptana trawa skręcała się, a żółte kwiaty cykorji rozwinęły się tak wspaniale, że mogły uchodzić za astry.
Po drodze, prowadzącej do kościoła, szedł przekupień dalekarlijski, jeden z tych, którzy roznoszą noże i nożyce. Pomimo upału, miał na so-
Strona:Selma Lagerlöf - Cmentarna lilja.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ IV.