Olaf był przeciwnego zdania i podjął się dowieść, że ma słuszność.
Wyszedł na targ, kupił koźlątko, ukrył je pod płaszczem i wrócił do sklepu, gdzie przekupień właśnie rozłożył swoje kosy i inne towary.
Niespodzianie postawił przed Gunnarem koźlę, dalekarlijczyk uciekł, pozostawiając w sklepie swój worek i towary.
Śmiano się bardzo z ucieczki i strachu przekupnia.
Czy Ingryda może kochać człowieka tak dalece pozbawionego rozumu, że boi się małego koźlątka?
— A ty możesz iść za mąż za człowieka tak złego, który mógł tak okrutnie postąpić z biedakiem? — odparła Ingryda z groźną zmarszczką pomiędzy brwiami. Lepiej stokrotnie wyjść za samego „kozła“.
Wygłosiła swoje zdanie tak stanowczo, że Karina zdrętwiała ze strachu.
Jeszcze przez kilka następnych dni Karyna wciąż się zastanawiała nad tem, czy jej Olaf jest takim doskonałym człowiekiem, za jakiego go dotąd uważała.
Zatrute życie miała, tak się tem dręczyła, aż wreszcie postanowiła zwierzyć się narzeczonemu.
Olaf był taki miły, nic dziwnego, że szybko rozproszył jej obawy.