W jednej z takich chwil Ingryda podniosła opuszczone zwykle oczy i ujrzała zbliżający się ku niej dziwny zaprzęg. Maleńki konik ciągnął mały wózek. Na wózku siedziała pełna, przystojna kobiecina, a obok wózka szedł chudy, wysoki staruch.
Malutki wózek był starannie osłonięty i nikt nie przypuszczał zapewnie, że ukryty w nim był teatr marjonetek, przybory do sztuk magicznych, akrobatycznych i t. p.
Któżby odgadł, że tłuściocha siedząca na wózku, z pozoru zamożna mieszczka, nazywała się niegdyś Viola i skakała przez obręcze w cyrku? I że mężczyzna, o wyglądzie wysłużonego żołnierza, był tym samym Blomgrenem, który dawniej urozmaicał sobie podróż, fikając od czasu do czasu koziołki przez grzbiet małego konika?
Konik miał swoje kaprysy. Służył niegdyś do kręcenia karuzeli i nie ruszał się z miejsca, nim nie rozległa się muzyka.
W tym celu siedząca na wózku pani Blomgren przez cały czas zmuszoną była grać na harmonijce.
Gdy spotykano miejscowego wieśniaka, chowała harmonijkę. W tej okolicy artyści nie cieszyli się uznaniem.
W ten sposób artystyczna para posuwała się naprzód nie zbyt śpiesznie, a zresztą, co prawda, nie było dokąd się śpieszyć.
Do towarzystwa należał jeszcze ślepy grajek, prowadzony przez psiaka, którego trzymał na sznurku.
Strona:Selma Lagerlöf - Cmentarna lilja.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.