Surowych stron życia nie odczuwali, nie widzieli smutnych barw rzeczywistości.
Z przeżyć własnych i cudzych układano pantominy, sztuki dla marjonetek. Włączono także dla większego efektu epizody tragiczne, ale kończyło się wszystko zawsze bardzo dobrze.
Blomgrenowie nakarmili Ingrydę, pocieszali ją, każąc wierzyć w pomyślny obrót jej losu. Wiara ich podziałała kojąco na dziewczynę i nabrała nieco otuchy.
Okazali jej też starzy akrobaci istotną przysługę.
Dowiedziała się od nich, że w gospodzie w Torsöker, gdzie godzinę temu jedli obiad zatrzymało się kilku włościan, którzy wieźli skrępowanego sznurami warjata. Pani Blomgren ogromnie się boi warjatów, więc opuściła czemprędzej gospodę, a jej mąż podążył za nią.
Prawdopodobnie był to Gunnar.
A gdy Ingryda chciała czemprędzej biedz do tej gospody, pan Blomgren zapytał swą żonę ze zwykłym sobie patosem, czy jej to nie zrobi różnicy, że zmienią kierunek podróży.
A pani Blomgren z niemniejszym patosem odpowiedziała, czy jej mąż naprawdę sądzi, że ona porzuci wśród drogi swą ukochaną dzieweczkę, zamiast pomódz jej dostać się do zaczarowanego ogrodu, gdzie kwitnie jej szczęście?
Karuzelowego konika zawrócono więc nazad. Rozmowa uległa pewnym utrudnieniom, bo pani
Strona:Selma Lagerlöf - Cmentarna lilja.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.