Myliłby się, ktoby przypuszczał, że dziewczyna, która przeszła takie ciężkie chwile przed trybunałem, zdawała sobie sprawę, iż postępek jej był chwalebny. Wprost przeciwnie: sądziła, że się okryła hańbą wobec ludzi. Nie rozumiała, że uścisk dłoni sędziego był dla niej zaszczytem. Sądziła, iż to znak, że sprawa skończona i że wolno jej odejść.
Nie widziała również życzliwych spojrzeń naokoło, nie domyślała się nawet, iż niejeden chciał dłoń jej uścisnąć.
Usiłowała wymknąć się chyłkiem i uciec. Lecz wyjście było zatłoczone. Po skończeniu rozprawy każdemu było pilno do domu. Wyszła z sali jedna z ostatnich, uważając, że każdy ma prawo pierwszeństwa przed nią.
Gdy się nareszcie znalazła na dworze, zobaczyła przed podjazdem zaprzężony wózek Gudmunda Erlandsona. Gudmund siedział na koźle z lejcami w ręku. Zdawało się, że na kogoś czeka. Skoro ją tylko zobaczył pośród tłumu, zawołał:
— Siadaj, Helgo! Zmieścisz się ze mną. Jedziemy w tę samą stronę.
Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.
II.