ślał Gudmund. Może krzyknie głośno i na całą noc ucieknie do lasu.
W tej chwili zdał sobie sprawę, że to przecież szczególne, iż od dzisiaj rano tak bardzo obchodziła go ta biedna dziewczyna z Bagniska.
∗
∗ ∗ |
Wróciwszy z sądu, opowiedział, jak zwykle, matce wszystko, co mu się zdarzyło w ciągu dnia. Matka Gudmunda, kobieta mądra i dobra, potrafiła wychować syna w ten sposób, że nawet dorósłszy, zachował względem niej ufność dziecięcą. Cierpiąc od wielu lat, nie mogła wcale chodzić i po całych dniach przesiadywała w fotelu. Ucztą prawdziwą były dla niej chwile, w których Gudmund, wróciwszy do domu, przynosił jej nowiny.
Gdy opowiedział matce przygodę Helgi z Bagniska, staruszka się zatroskała. W głębokiem milczeniu wpatrywała się długo przed siebie.
— Ha, widać poczciwość nie zupełnie wygasła w sercu tej dziewczyny. Na nikogo nie trzeba rzucać kamieniem za jego pierwszy grzech. Kto wie, czy nie potrafi być wdzięczną temu, ktoby w tej chwili chciał jej podać rękę.
Gudmund zrozumiał odrazu, co matka miała na myśli. Nie mogąc sobie sama radzić, potrzebowała usługi. Lecz trudno bardzo było znaleźć kogoś, ktoby chciał się podjąć tej służby, była bowiem bardzo wymagająca, trudna do zadowolenia, a przytem młodzież woli zawsze robotę, dającą więcej swobody. Otóż matce Gudmunda niewątpliwie przyszło do głowy, aby przyjąć na służbę Helgę z Bagniska.
— Doskonały pomysł, rzekł do siebie Gudmund.