korzyściach, które przypadną w udziale przyszłemu jej mężowi.
Wkrótce jednak rozmowa się urwała. Matka znów się zamyśliła.
— Nie posłałbyś kogo po Helgę? Przed wzięciem jej na służbę wolałabym z nią pogadać, — powiedziała wreszcie.
— Rad jestem bardzo, że mama chce się nią zająć, — powiedział Gudmund, myśląc w głębi duszy, że gdyby Helga nadała się matce jako pielęgniarka, żonie jego byłoby lżej w domu.
— Mama się przekona, że będzie z niej zadowolona — dorzucił.
— Zresztą, wziąć ją do służby — byłby to dobry uczynek — rzekła matka.
Skoro nadszedł wieczór i chora poszła do łóżka, Gudmund udał się do stajni by nakarmić konie. Pogoda była piękna, powietrze czyste, cała dolina kąpała się w księżycu. Przyszło mu do głowy wybrać się samemu nad Bagnisko. Jeżeli jutro będzie ładnie, nikomu nie zabraknie roboty przy zwózce owsa. Na posyłki nie będzie czasu.
∗
∗ ∗ |
Prawda, że stojąc naprzeciw chaty Gudmund nie słyszał odgłosu kroków; natomiast od czasu do czasu zakłócały ciszę odgłosy innego rodzaju. Były to jakby przygłuszone jęki, żałośliwe wzdychania i tłumione szlochy. Zdawało mu się, że dochodzą one od strony szopy. Podszedł więc do niej. Skoro się tylko zbliżył — szlochy ustały. Ktoś się poruszył. Gudmund pojął natychmiast, że była to Helga.