dzo, gdyby córka umarła zajęłaby się malcem, jak dzieckiem rodzonem.
Nie zdawała sobie biedaczka sprawy, że spełniła czyn, który jej zjednał serca wszystkich. Z każdą chwilą coraz więcej się przekonywała, że samobójstwo jest dla niej ucieczką jedyną. Im dłużej o tem myślała, tem większy ją żal ogarniał.
Nie łatwo jej było zapanować nad łzami. Gudmund zaś na łzy kobiece był wrażliwy niesłychanie. Byłby chętnie poszedł sobie, lecz skoro wdrapał się tak wysoko, zdecydował się załatwić interes pomimo wszystko.
— Co ci jest? — zapytał ostro. — Czemu nie wracasz do domu?
— Nie śmiem — odpowiedziała Helga, szczękając zębami. — Brak mi odwagi.
— Czego się boisz? Nie bałaś się ani woźnego, ani nawet sędziego, a własnych rodziców się boisz?
— Oni są gorsi, niż wszyscy.
— Czemużby dziś mieli bardziej się złościć, niż dawniej?
— Wróciłam bez pieniędzy.
— Jesteś przecie o tyle dzielną, że potrafisz zarobić na siebie i dziecko.
— Tak, ale nikt mnie nie chce wziąć do służby.
Nagle Helga przeraziła się, że rodzice usłyszą ich rozmowę i przyjdą zobaczyć kto mówi. Wówczas będzie musiała opowiedzieć im wszystko. Nie będzie mogła uciec na Bagna.
Rzuciła się naprzód aby wyminąć Gudmunda. Lecz ten, zwinniejszy od niej, schwycił ją za ramię i przytrzymał.
— Nie, nie wymkniesz mi się, dopóki się z tobą nie rozmówię.
Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.