Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

I nagle wydało mu się, jakgdyby nie było żadnej przerwy od ich ostatniego spotkania aż do chwili obecnej. Helga z uśmiechem opowiadała dalej o swych troskach.
— Nie mogłam w nocy zasnąć. Jak tylko kładłam się do łóżka, łzy leciały mi z oczu. Z rana miałam mokrą poduszkę. W dzień, przy robocie, połykałam jakoś łzy, ale jak tylko zostawałam sama zaczynałam znów beczeć.
— Sporo łez wylałaś w swem życiu — rzekł Gudmund, bynajmniej nie tonem współczującym. Powstrzymywał się z trudem od wybuchu śmiechu.
— Nigdy nie pojmiesz mego udręczenia, — rzekła stanowczo.
— Tęsknota mnie zaczarowała. Ani chwili nie mogłam być szczęśliwą. Nic mi nie było miłe, ani przyjemne; do nikogo nie mogłam się przywiązać. Byliście dla mnie tacy sami obcy, jak pierwszego dnia, kiedy przestąpiłam próg waszego domu.
— A nie powiedziałaś przed chwilą, że chcesz u nas zostać?
— Już ci, że tak.
— Nie tęsknisz już?
— Nie, wszystko to minęło. Wyleczyłam się. Zaczekaj, to ci opowiem.
Przy tych słowach Gudmund przeszedł na jej stronę i szedł obok dziewczyny. Przyjemnie mu było słuchać jej paplaniny choć nie dbał o to, co mówi. Ten stan radosny beztroski udzielił się również i Heldze. Droga do kościoła taka uciążliwa zwykle, nie męczyła dziś wcale. Coś ją porywało. Opowiadała dalej, ale mniej ją to obchodziło. Miło jej było iść obok niego.
— Długo się tak dręczyłam. Aż kiedyś w sobotę poprosiłam matkę Ingeborgę o pozwolenie pójścia na nie-