Widać było, że gospodarze Helgi odprawiają dziewczynę nie z własnej woli.
W dniu jej odejścia obiad składał się z wielu dań. jak przy święcie, a matka Ingeborga zaopatrzyła ją w taką ilość odzieży i obuwia, że dziewczyna ledwo je wtłoczyła do dużego kufra.
— Nigdy nie miałam lepszej sługi, jak ty — powiedziała matka Ingeborga. Odprawiam ciebie nie z własnej woli, więc nie sądź o mnie źle. Nie zapomnę o tobie. Nie bój się nędzy, bo cię będę wspomagać.
Helga dostała od niej roboty conajmniej na pół roku. Podjęła się przędzenia prześcieradeł i serwet.
W chwili odjazdu Helgi, Gudmund rąbał drwa. Choć konie stały już przed domem, nie żegnał się z nią. Zdawał się być tak zajętym, że nie widział co się działo. Gdy Helga stanęła przed nim, odłożył siekierę, wziął ją za rękę i rzekł pośpiesznie.
— Bóg ci zapłać.
Wziął się napowrót do roboty.
Helga chciała mu powiedzieć, że sama to rozumie, że nie może tu dłużej pozostać, z winy własnego położenia. Nie mogła jednak dojść do słowa gdyż Gudmund rąbał z taką pasją, że drzazgi latały na wszystkie strony.
Osobliwością odjazdu Helgi było to, że sam gospodarz, stary Erland Erlandson odprowadzał ją na Bagnisko.
Ojciec Gudmunda był to mały, łysy, zasuszony staruszek; oczy miał jasne i inteligentne. Był skąpy w słowach tak dalece, że mógł się nie odzywać przez cały dzień. Kiedy wszystko szło swoim trybem, nie spostrzegano go prawie. Lecz gdy nadarzała się jaka trudność — zawsze się zjawiał w porę i zaprowadzał porządek. Książki nie były mu rzeczą obcą; cieszył się ogólnym
Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.