ślą przedewszystkiem o sobie, ale nasuwała mu się na myśl Helga. Stawała mu przed oczami sala sądowa i dziewczyna, wyrywająca Biblję. Słyszał jej krzyk:
— Cofam skargę. Kocham go. Nie chcę krzywoprzysięstwa!
Taką chciał widzieć Hildur. Helga stała się dla niego miarą, którą stosował do ludzi. Istotnie, niewielu dorównałoby jej w miłości i dobroci.
Miłość jego do Hildur ostygała z dniem każdym. Pomimo to nie myślał o zerwaniu narzeczeństwa. Niechęć starał się wytłomaczyć złudzeniem, gdyż zaledwie parę tygodni temu uważał ją za najlepszą z kobiet. Zresztą, gdyby to było na początku narzeczeństwa, prędzejby zerwał. Lecz obecnie — zapowiedzi były już wygłoszone, dzień ślubu naznaczony, rozpoczęto niezbędne przygotowania. A przytem trudno mu było zrezygnować z pięknego posagu i wysokiego stanowiska. Zresztą, co go mogło skłaniać do zerwania? To, co miał jej do zarzucenia ledwie dałoby się określić słowami.
Pomimo to, ciężko mu było na sercu. Korzystał z każdej okazji, aby zajrzeć do kieliszka, gwoli lepszego humoru. Po wypróżnieniu kilku butelek, był na nowo dumny ze swego małżeństwa z Hildur. W takich chwilach nie pojmował, co go dręczyło.
∗ ∗
∗ |
Gudmund często myślał o Heldze i pragnął ją zobaczyć. Obawiał się jednak, że źle o nim sądzi. Nie mogąc się wytłomaczyć ani uniewinnić, unikał spotkania.
Jednak zobaczył ją pewnego ranka. Szła po mleko na wieś. Gudmund zawrócił z drogi i poczuł się w obowiązku towarzyszyć dziewczynie.