Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

uroczystości, poszedł do narzeczonej, i powiedział: „Ślubu nie będzie. Nie chcę cię wciągać w moją niedolę“. Dziewczyna stała już w wianku mirtowym i w welonie. Wzięła narzeczonego za rękę i poprowadziła do sali, pełnej gości. Opowiedziała wszystkim głośno, co zaszło. A później, zwróciwszy się do młodego człowieka dodała: „Zrobiłam to dlatego, aby nikt nie pomyślał, że ukrywasz to przedemną. Teraz prośmy o błogosławieństwo. Jesteś mi dziś równie drogi, jak wczoraj. Niedolę, która cię czeka, będziemy razem znosili“.
W chwili, kiedy ojciec kończył opowiadanie, wjechali na wązką dróżkę, prowadzącą do Elvokry. Gudmund zwrócił się do ojca ze smętnym uśmiechem:
— U nas to się tak nie skończy.
— Kto wie? — powiedział ojciec, prostując się na koźle.
Spojrzał na syna. Był dziś nad podziw piękny.
— Nie dziwiłbym się, gdyby go spotkało coś nieoczekiwanego.
Ślub miał się odbyć w kościele. Na folwarku zebrało się dużo ludzi. Wszyscy chcieli pójść w orszaku ślubnym. Krewni, przybyli z daleka rozsiedli się na ganku, gotowi do wyruszenia. Na podwórze wytoczono już bryczki i szarabany, a ze stajni dochodziło rżenie koni, gotowych do zaprzęgu. Grajek miejscowy, siedząc na drabinie dostrajał skrzypce. Na pięterku, w oknie, stała narzeczona, cała w bieli i wypatrywała swego przyszłego. Chciała spojrzeć na niego wpierw, nim ją zobaczy.
Erland i Gudmund wysiedli z bryczki i zażądali rozmowy z Hildur i jej rodzicami. Zeszli się w małym pokoiku biurowym gospodarza.
— Myślę, żeście czytali w gazecie o bójce, która zaszła w nocy z piątku na sobotę i podczas której zabito