Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

— To szczęście, Hildur, że się tak wszystko skończyło, bo wiesz, dziś dopierom się przekonał, że kocham inną... Pewno kochałem ją jeszcze dawniej, ale dziś to odkryłem.
— Któż to taki? — spytała głosem stłumionym.
— Nie warto mówić. Nie ożenię się z nią, bo mnie nie kocha. Ale innej też nie poślubię.
Trudno było orzec, co się działo z Hildur. Czuła wyraźnie, że jest dla niego niczem: razem ze swą urodą i bogactwem. Jednak hardość miała we krwi. Nie chciała się z nim rozstać przed okazaniem mu swej osobistej wartości.
— Chcę, żebyś mi powiedział, czy to nie Helga...
Nie odpowiedział.
— Bo jeśli Helga, to mogę cię upewnić, że cię kocha. To ona była dziś u mnie... Namawiała mię, abym się starała pozyskać twą miłość... Wiedziała, że jesteś niewinny, tylko chciała wpierw mnie o tem powiadomić.
Gudmund otworzył szeroko oczy.
— Alboż to dowód, że mnie kocha?
— Możesz być pewnym. Nikt cię tak nie kocha, jak ona.
Gudmund przeszedł się gwałtownie po pokoju. Nagle stanął przed Hildur.
— Dlaczego mi to mówisz?
— Bo nie chcę być mniej wspaniałomyślną od Helgi.
— Ach, Hildur, Hildur! — krzyknął w uniesieniu, trzęsąc Hildur za ramiona. Nawet nie wiesz, jak cię teraz za to kocham. Dałaś mi tyle szczęścia!.


∗             ∗

Helga siedziała przy drodze. Trzymała na ręku płaszcz i patrzała w ziemię. Starała się wyobrazić sobie szczęście Gudmunda i Hildur.