Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/101

Ta strona została przepisana.

Halfvor zaczął jej bliżej tłumaczyć swój plan — obawiał się, że będzie się sprzeciwiała. „Eljasz ma takie ciężkie życie“, rzekł, zmiana wyjdzie mu na dobre. I wobec mnie nie będzie się zachowywał tak dziko, jak wobec ciebie. Całkiem to inna rzecz, jeżeli w domu jest mężczyzna, którego się boi“.
Karina nie wiedziała co robić, zdawało jej się, że nie potrafi powiedzieć słowa ani zrobić ruchu, nie dawszy do poznania, że go kocha. Musiała jednak coś powiedzieć.
Nareszcie Halfvor umilkł i spojrzał na nią.
Karina podniosła się, jakby mimowoli, zbliżyła się do Halfvora i łagodnie gładziła mu rękę.
„Niech cię Bóg błogosławi, Halfvorze!“ rzekła złamanym głosem, „niech cię Bóg błogosławi:“
Lecz mimo całej ostrożności, Halfvor musiał przecie coś poznać, gdyż pochwycił szybko obie jej ręce i przyciągnął ją ku sobie.
— „Nie, nie!“ zawołała przerażona, wyrwała się i uciekła.

∗             ∗

Eljasz sprowadził się do Halfvora i leżał przez całe lato w izbie za sklepem. Nie długo zresztą znosił Halfvor ten ciężar, gdyż Eljasz umarł już w jesieni.