Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/119

Ta strona została przepisana.

kaznodziejska sala, a nie kościół, gdzie jednemu tylko mężowi wolno zwiastować słowo Boże“.
Gdy to powiedział Krister. wszyscy odetchnęli swobodnie. Przed godziną nikomu nie przyszło na myśl życzyć sobie ażeby ktoś inny prócz nauczyciela miał tu kazanie, ale teraz myśleli: „Byłoby wcale dobrze, gdybyśmy coś nowego usłyszeli, gdybyśmy tam za katedrą na podwyższeniu ujrzeli nową twarz i usłyszeli nowe słowa“.
Może jednak przecie nie byłoby przyszło do kłótni, gdyby nie był się wmięszał w to także Kolaas Gunner. Był to człowiek chudy i długi, o ciemnej cerze i przenikliwych oczach. Lubiał on nauczyciela, tak samo jak i inni, lecz chętnie także wszczynał kłótnię. „Tak, w owym czasie, kiedy dom budowano, mówiono wiele o wolności“, rzekł, ale odkąd dom ukończono, nie słyszałem tu ani jednego wolnego słowa“.
Teraz nauczycielowi krew uderzyła do głowy. Było to pierwsze słowo powiedziane z złośliwością i butnością. „Wiesz co ci powiem. Gunarze Kolaas“, rzekł on, „tu słyszałeś o prawdziwej wolności, o jakiej prawił Luter, nigdy jednak, nie było tu wolności zwiastowania rzeczy, które trwają przez jeden dzień, a na drugi dzień upadają“.
„Pan nauczyciel chce wmówić w nas, że wszystko co nowe, jest fałszywe, o ile tyczy się doktryny“, odpowiedział Kolaas spokojniej, jak