gdyby żałował swej gwałtowności. „Zgadza się z tem, abyśmy przy chowie bydła używali nowych metod, lub w rolnictwie sprowadzali nowe maszyny, ale o nowych narzędziach dla przeorania Bożego gruntu, nie chce abyśmy wiedzieli“.
Nauczycielowi zdawało się teraz, że Kolaas Grunnar nie miał nic złego na myśli. „Czy rozumiesz przez to“, rzekł usiłując żartować, „że ma się tu wykładać inna nauka, a nie luterańska?“
— „Nie idzie mi o nową naukę“, ciągnął Gunnar ostrym tonem dalej, „lecz o to tylko, komu wolno mówić, a o ile wiem, Matts Erykson jest tak samo prawowiernym luterańczykiem jak pan nauczyciel, lub ksiądz proboszcz“.
Nauczyciel zapomniał na chwilę o księdzu, teraz zaś spojrzał na niego.
Ksiądz siedział spokojnie i nieruchomo, z twarzą opartą o laskę i z dziwnym blaskiem w oczach, a Storm widział, że oczy jego wciąż na nim spoczywały, nie opuszczając go ani na sekundę.
„Lepiej byłoby może przecie, gdyby nie był przyszedł właśnie tego wieczora“, pomyślał nauczyciel.
Przyszło mu na myśl, że to, co się tu działo, miało podobieństwo z czemś, co już przedtem mu się zdarzyło. Czasem podczas pięknego, słonecznego dnia wiosennego zdarzało się w szkole, że ptaszek usiadł na oknie izby szkolnej i śpiewał i śpiewał.
Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/120
Ta strona została przepisana.