Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/128

Ta strona została przepisana.

przybiegała, chcąc go odciągnąć od książki, lecz on siedział pochmurny i nieśmiały, i nie chciał iść z nią. Matka Stina wzdychała, gdy nań spojrzała. „Poznać, że pochodzi ze starego rodu“, myślała. „Powiadają, że tacy ludzie nie są nigdy właściwie młodymi“.
Tamtych troje jednak bawiło się tak wesoło że umówiono się, aby na przyszłą sobotę pójść na tańce, i zapytano nauczyciela i matkę Stinę, jak się na to zapatrują.
„Jeżeli chcecie pójść na tańce do Ingmara Silnego, to macie z góry moje pozwolenie“ rzekła matka Stina, „bo wiem, że zastaniecie tam ludzi przyzwoitych i znajomych“.
Storm postawił jeszcze jeden warunek. „Nie pozwolę Gertrudzie pójść na tańce, jeżeli Ingmar nie pójdzie także i nie będzie na nią uważał“.
Wszyscy troje więc rzucili się z prośbami do Ingmara. On jednak odmówił im wprost, miał oczy zwrócone na książkę i czytał dalej. „Ach, nie ma wcale sensu, abyśmy go prosili“, rzekła Gertruda tak dziwnym tonem, że podniósł oczy i spojrzał na nią. Ach, jak pięknie Gertruda wyglądała po tańcu! Ale usta jej uśmiechały się szyderczo, i oczy błyszczały gniewnie, gdy odwróciła się od niego. Poznać było wyraźnie po niej, jak głęboką miała dlań pogardę, że siedział tu taki brzydki i sku-