Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/153

Ta strona została przepisana.

dły z brzękiem na ziemię Silny wiatr wnikł do izby i Karina usłyszała tuż nad uchem śmiech, i ten sam śmiech, który dopiero co słyszała we śnie.
Karinie zdawało się, ze umiera: nigdy jeszcze nie doznała podobnego przerażenia. Serce jej przestało uderzać i cale ciało zesztywniało i stało się gdyby lód zimne.
Lecz łoskot wnet ustał i Karina przyszła znów do siebie. Zimne powietrze nocne wnikało do izby i po chwili Karina zdecydowała się wstać, aby zatkać dziurę w oknie. Lecz, gdy chciała się podnieść z łóżka, nogi odmówiły jej posłuszeństwa, i zmiarkowała, że nie może chodzić.
Kanna nie zawołała o pomoc, lecz położyła się napowrót spokojnie. „Skoro się uspokoję, będę znów mogła chodzić“, pomyślała. Po chwili spróbowała powtórnie, ale obie nogi były bezsilne i nie do użycia. Nie mogła się na nich oprzeć, lecz upadła i leżała na podłodze obok łóżka.
Rano, gdy zbudziła się służba, posiano po lekarza. Przybył natychmiast, lecz nie mógł pojąć co się Karinie stało. Nie była ani chora, ani sparaliżowana, sądził więc, że to były skutki przebytego strachu. „To się wkrótce polepszy“ rzekł.
Karina słuchała, co lekarz mówił, nie odpowiadając ani słowa. Wiedziała ona, że Eljasz był w nocy w izbie i że on to był przyczyną tego, co